Dokładnie 3 lata temu, 18 sierpnia 2014 roku utworzyłam tego bloga i opublikowałam na nim pierwszy wpis. Przez te trzy lata wiele się zmieniło, wiele się nauczyłam, zdobyłam wiele nowych doświadczeń.
Prowadzenie bloga wiele mi dało, ale też wiele zabrało… Z perspektywy czasu widzę, że te 3 lata temu rzuciłam się na naprawdę głęboką wodę niespecjalnie umiejąc pływać. Ale nie dałam się zatopić, chociaż też nie wypłynęłam na szerokie wody. No dobra, lepiej już skończę tę moją wodną metaforę ?. Jak można się domyślić po wstępie, ten wpis będzie słodko-gorzki. Jak to w życiu bywa.
Studia, studia i po studiach…
Nie chciałabym brzmieć zbyt pesymistycznie, więc zacznę od tego, co się dobrego się wydarzyło od zeszłorocznego „rocznicowego” wpisu. Myśląc o ostatnich 12 miesiącach bez wątpienia na pierwszy plan wysuwa się fakt, że skończyłam studia i zostałam magistrem. Pięć lat ciężkiej, sumiennej pracy na studiach zwieńczyłam napisaniem obszernej pracy magisterskiej, obroną tej pracy i zdaniem egzaminu. Strasznie dziwny moment po tyyyyylu latach nauki od podstawówki przez gimnazjum i liceum po studia… I tadam, jestę magistrę ?. W gruncie rzeczy niewiele to daje, ale na takie przemyślenia przyjdzie czas później. Ważne, że jest ta „chwila chwały” ?. Na parę miesięcy, które nastąpiły potem, spuszczę zasłonę milczenia, bo ta część miała być optymistyczna. (milczenie, milczenie, milczenie). Zaczęłam pracę w Fundacji Szczęśliwi Bez Cukru, gdzie jednym z moich zajęć jest prowadzenie warsztatów dla dzieci. Jakby kilka lat wcześniej ktoś mi powiedział, że będę w podstawówkach prowadzić warsztaty z robienia bezcukrowych (ale słodkich i pysznych!) słodyczy, to pewnie bym go wyśmiała, bo bym stwierdziła, że ja się do czegoś podobnego totalnie nie nadaję. A tu proszę! Są to super-ciekawe i unikatowe doświadczenia. Prowadzenie takich warsztatów jest ciężką pracą i jeszcze na takie zajęcia trzeba ze sobą zabierać cały sprzęt i produkty – naprawdę jest tego mnóstwo i wcale nie jest łatwo takie warsztaty zorganizować – ale spodobało mi się to! Wracam nieraz totalnie wykończona, ale czuję niesamowitą satysfakcję widząc, że to, co robię ma sens, że dzieciakom się podoba, że im smakuje. Niektóre mówią, że to najfajniejsze warsztaty, na jakich były, czasami maluchy przychodzą, żeby się przytulić i to jest takie słodkie! Rozmarzyłam się… Ale dzieci, jak to dzieci, potrafią być też małymi diabełkami i zaleźć za skórę… ?. Ale jest to praca bardzo ciekawa, często nieprzewidywalna, trzeba być kreatywnym, elastycznym i super, że nie siedzi się ciągle za biurkiem. Coś się dzieje!
Co z tym blogiem?
Było trochę o mnie od strony zawodowej (mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam), bo mój zawód i blog są nierozerwalnie związane, ale teraz się bardziej skupię na obszarze blogowym, bo to w końcu post z okazji trzeciej rocznicy blogowania. I tu też się trochę zmieniło od zeszłego roku, bo zmieniłam nazwę bloga, a konkretnie zrezygnowałam z nazwy i piszę go po prostu pod własnym imieniem i nazwiskiem. Wiąże się z tym też fakt, że blog jest od jakiegoś czasu na własnej domenie i jeszcze w międzyczasie pokombinowałam z wyglądem bloga.
Brzmi fajnie, blog ciągle żyje, zmienia się – mam nadzieję na lepsze – ale tak naprawdę w kwestii blogowania ten rok przebiegł w dużej mierze pod znakiem frustracji i zwątpienia. Nigdy o tym nie pisałam, nie chcę narzekać czy się wyżalać, ale postanowiłam przy okazji tego wpisu pozwolić sobie na chwilę szczerości. I myślę, że „frustracja” jest właściwym słowem oddającym to, co często czuję. Frustrację. Bezsilną frustrację. Bo statystyki, liczba wyświetleń, liczba czytelników, liczba „lajków” na Facebooku są… druzgoczące… Tak, ja wiem, że to tylko liczby, że przejmowanie się liczbą lajków na Facebooku jest strasznie płytkie. Nie chcę sławy, nie zależy mi na rozpoznawalności, na znalezieniu się na liście najpopularniejszych blogów i tak dalej. Ale jak trafiam na wpisy blogerów mających 50 tysięcy fanów na Facebooku, że już rok prowadzą bloga, to nie sposób się nie załamać… Rok i 50 000???? A ja po trzech latach mam 773 na chwilę obecną… Ja nie chcę tych 50-ciu tysięcy, ale niecałe 800 to jednak słabo. To niestety demotywuje… I nie, nie zazdroszczę nikomu sukcesu, ogromnie mu tego sukcesu gratuluję, łał, super i w ogóle. Ale zastanawiam się, co ja robię źle? Gdzie popełniam błąd? Czy ten blog jest aż tak tragiczny?? ? I myślę sobie, że wykonałam ten przysłowiowy kawał ciężkiej i nikomu niepotrzebnej roboty… Bo tak jak pisałam 2 lata temu wszystko związanego z blogiem robię sama i robię to „wolontariacko”, nie zarabiam na blogowaniu (zresztą nie zakładałam bloga z takim zamiarem) poza tym, że dostałam parę produktów do recenzji o naprawdę małej wartości. Pochłania to masę czasu i energii, ale w głębi siebie chcę to dalej robić. Tylko się często zastanawiam, po co poświęcam te parę godzin (minimum!), żeby stworzyć wpis, który przeczyta garstka osób? Tak, to jest garstka cudownych osób, mam grono stałych czytelników, których niesamowicie cenię i którym z całego serca dziękuję, ale to wciąż mało…
Co dalej?
Staram się. Staram się robić lepsze zdjęcia, staram się pisać rzeczowe posty, które będą przeciwwagą wobec tej – przepraszam – sieczki, której internet jest pełen… Staram się, ale czasami ten zapał kompletnie wygasa. A, i kwestia zdjęć. Taa, to jest coś, co spędza mi sen z powiek. W kwestii zdjęć jestem totalnym samoukiem, do wielu rzeczy doszłam metodą prób i błędów – przede wszystkim tych drugich ? – od czasu do czasu poprawiam zdjęcia ze starych wpisów, bo są tak tragiczne, że się ich zwyczajnie wstydzę. Niby to jest jakaś tam historia bloga, pokazanie drogi, jaką przeszłam, zmian, ale nie, nie mogę na nie patrzeć. Kiedyś się tym nie przejmowałam, teraz jest to moje główne zmartwienie. Im bardziej nie widzę efektów wstawiania lepszych zdjęć w statystykach odwiedzin, tym więcej czasu na te zdjęcia poświęcam… I tym bardziej mi się nie podobają… Pfff, ja chorobcia nie jestem fotografem ani nie mam super sprzętu. Chciałabym, żeby te zdjęcia były po prostu dobre, a jednocześnie autentyczne, a nie wystylizowane i „przedobrzone” zdjęcia jak z folderów reklamowych. Tak, żeby przyciągały i zachęcały. Nie wiem, jakie są teraz, jakie dają wrażenie. Nie wiem, czy w zdjęciach leży problem małej atrakcyjności bloga czy gdzieś indziej. Ja wiem, że on nie jest idealny, że wiele można poprawić, ale brakuje mi do tego zapału, bo mało osób bloga czyta. A jak go nie ulepszę, to tak będzie nadal. Błędne koło. No i tak właśnie od wielu miesięcy biję się z myślami, coś robię, ale często bez przekonania, początkowy super-entuzjazm się ulotnił i wielokrotnie miałam ochotę skończyć z blogowaniem. Ale nie mogę, żal mi poświęconego czasu i włożonej energii.
Dlatego, kochani Czytelnicy, jeżeli zechciało Wam się dotrwać do prawie końca wpisu, przebrnąć przez moje mękolenie i zechcielibyście podzielić się sugestiami, co mogę zrobić, żeby blog był lepszy, to będę bardzo wdzięczna. Jeżeli zechcielibyście mi dać motywacyjnego kopa, to będę dozgonnie wdzięczna. Jeżeli myślicie, że powinnam dać se siana z blogowaniem, to też piszcie. Jeżeli chcecie mnie skrytykować, zgnębić i zhejtować, to też droga wolna. Mam nadzieję, że nie odbierzecie tego wpisu jako irytujące wylewanie żali sfrustrowanej blogerki, bo naprawdę nie miałam takiego zamiaru. Chciałam po prostu szczerze napisać, że blogowanie to nie jest droga usiana różami, podzielić się swoimi odczuciami i wątpliwościami i poprosić o radę Was, dla których tego bloga piszę. Dziękuję Wam, że jesteście! Pozdrawiam! ?
Zdjęcie na licencji CC0, pixabay.com
Nie rezygnuj 🙂 nawet jeśli miałoby Ci się nie udać zdobyć więcej obserwatorów, to będzie to fajne źródło przepisów dla przyszłych "klientów". Myślę, że problemem może być to, że obecnie powstaje bardzo dużo takich blogów, zdrowa żywność stała się modna i Twój blog potrzebuje czegoś, czym mógłby się wyróżnić. Niestety coraz mniej osób zwraca uwagę na merytoryczne artykuły – bardziej chwytają za oko kolorowe zdjęcia, filmiki (szczególnie takie w przyspieszonym tempie, jak widać, jak dana potrawa powstaje). To wszystko jest bardzo pracochłonne, ale chyba nie ma innej drogi, żeby coś więcej osiągnąć w tym "biznesie". Na pewno potrzeba też dużo marketingu…ale sama nie zajmuję się blogowaniem, więc ciężko mi powiedzieć, co sprawia, że niektóre blogi się przebijają,a inne nie. Mnie niekoniecznie odpowiada to w jakim kierunku idą social media – bo brak jest rzetelnej wiedzy, a królują raczej zdjęcia niż długie artykuły. Przepisów też jest tona w internecie i tak naprawdę ciężko wymyślić coś zaskakującego.
Z perspektywy tych paru lat które udało mi się przeżyć i z doświadczeń zawodowych mogę Ci poradzić jedynie cierpliwość. Prowadzącym działalność gospodarczą mówię, że
trzeba nastawić się na wzloty i gorsze chwile (każdy takie ma) ale zmiany profilu działalności zawsze wiążą się z przebijanie się w nowej branży a to kosztuje czas i pieniądze. Myślę że kontakt z producentami czy dystrybutorami zdrowej nietypowej żywności mógłby zaowocować jakimiś konkretnymi korzyściami ale wiąże to się ze stratą niezależności, nie wiadomo co lepsze. Jak się rozepchać w internecie nie będę dawał rad bo nie znam się na tym kompletnie.
Masz pasję trzymaj kurs i nie daj się biedzie (jak mówią starzy górale)
Pozdrowienia spod Giewontu.
Wiem, że pisanie postów (zwłaszcza w oparciu o dowody naukowe) zajmuje dużo czasu, ale służy to dobrej sprawie. A że niektórzy wolą fajerwerki i powtarzane "mądrości"o wątpliwej, a czasami wręcz szkodliwej treści?? Nie warto się z tym ścigać, bo i poco? Ja podczytuję ten blog chętnie. Dołączam się zatem do poprzednich komentarzy czyli "masz pasję, trzymaj kurs i nie daj się biedzie"(J.Roj) oraz "nie rezygnuj"(D.Wójcik). Pozdrawiam.
Gratulujemy i życzymy kolejnych 3 lat. Oby Pani utrzymała dalej taką merytorykę tekstów.
Dziękuję za motywację i wsparcie! <3
Będę trzymać kurs i nie dam się zatopić 😉 Dziękuję za wsparcie!
Dziękuję serdecznie! Chcę dalej robić to, co robię i na pewno nie zrezygnuję z (wymagającego) pisania w oparciu o dowodu naukowe w imię pójścia na łatwiznę 😉 Bardzo się cieszę, że mam takich wiernych czytelników!
Dziękuję serdecznie! <3 Strasznie się cieszę, że poziom merytoryczny moich tekstów jest doceniany! To dla mnie najlepsza motywacja! Pozdrawiam serdecznie! 🙂