Dzisiaj 23 lutego, obchodzony jest Światowy Dzień Walki z Depresją. W obecnych czasach ciężko przejść koło tego tematu obojętnie, a pandemia koronawirusa tylko nasila problem.
Problem, który według badań z zeszłego roku został diagnozowany u co 10. osoby1. A ile osób jest niezdiagnozowanych?
Praktycznie codziennie oglądając wiadomości czy przeglądając internet czytamy o wypadkach samochodowych i ofiarach śmiertelnych. A czy wiecie, że aktualnie więcej osób umiera popełniając samobójstwo niż ginie w wypadkach?2
Statystyki są zatrważające, a z roku na rok jest coraz gorzej.
Depresja – moje przemyślenia
Ale zostawmy statystyki. Nieprzekonanych raczej nie przekonam, że problem jest realny, tych, którzy uważają, że lekiem na depresję jest „ciesz się życiem!” również. Zresztą nie o tym chciałam przede wszystkim pisać.
Chciałam napisać z perspektywy osoby, która z depresją zmaga się od wielu lat. Zmaga? Walczy? Cierpi na depresję? Tu nie ma dobrego określenia. Czasami się walczy i wygrywa, innym razem przegrywa, a czasem tej walki nawet nie ma siły się podjąć. Czasem da się normalnie funkcjonować, a innym razem jest się wyłączonym z życia. Z depresji można się wyleczyć, ale do tego czasu się ją ma, bez względu na to, czy akurat ma się dobry nastrój czy totalnego doła. Dlatego tak często depresji nie widać. Można przez wiele lat żyć z depresją tak, by otoczenie o niczym nie miało pojęcia. Myślę, że w moim przypadku zaczęło się to… hmm… 16 lat temu? Wtedy o depresji nie mówiło się praktycznie wcale, a już na pewno nie o depresji wśród dzieci i nastolatków. Z perspektywy czasu wiem, że to, co wtedy czułam, to typowe objawy depresji. Ale czy gdybym miała tego świadomość, to czy przyznałabym się do takich problemów? Nie wiem.
Nie jest łatwo komukolwiek o tym powiedzieć. Przyznać się. Wstydzimy się swoich problemów. Boimy się poprosić o pomoc. A czasem wychodzimy z założenia, że skoro problem jest w nas, to my sami musimy sobie z nim poradzić. Albo – co gorsza – żyjemy w tym koszmarnym przeświadczeniu, że jeżeli sami nie poradzimy sobie ze swoimi problemami, to znaczy, że nie jesteśmy nic warci…
Też myślałam w ten sposób przez bardzo, bardzo długi czas. I wierzcie mi – to nieprawda. Jeżeli zauważacie u siebie takie problemy, to nie bójcie się zwrócić o pomoc! Nie jesteście z tym sami! Ani nie jesteście jedynymi ludźmi, którzy to przechodzą! Im szybciej poszukacie fachowej pomocy, tym lepiej dla Was!
Wiem, że to wstydliwa sprawa, żeby zwrócić się do psychologa i chodzić na TERAPIĘ. A jeszcze „gorzej” pójść do PSYCHIATRY. No bo przecież psychiatra jest od czubków, a ja czubkiem nie jestem… Ileż nam wszystkim byłoby łatwiej, gdyby nie takie głupie stereotypy?! Branie leków psychotropowych to kolejny temat tabu. I kolejny szkodliwy stereotyp. No bo jak bierzesz leki, to już na pewno jesteś świrem… Albo opinie typu: Nie bierz tego, bo to chemia! Te leki uzależniają! I tak dalej. Bzdura. Branie takich leków nie sprawia, że stajemy się lekowymi ćpunami. A powiem Wam szczerze, że ONE NAPRAWDĘ POMAGAJĄ!
A jak wstydzicie się brać takie leki, to wiedzcie, że ja od dobrych pięciu lat (kurcze, kiedy to zleciało!) biorę codziennie. Przerobiłam już kilka różnych substancji. I serio, one są pomocne, szczególnie na początku – dają niesamowitą ulgę. Więc nie bójcie się, nie wstydźcie się!
Depresja – kobiecy problem?
Pozostając w temacie wstydu. Fakt, że o depresji od paru lat mówi się coraz śmielej, coraz więcej. Coraz więcej osób przyznaje się do swoich problemów. Przede wszystkim kobiety. Kobietom jakoś łatwiej mówić o swoich uczuciach. I tu pojawia się kolejny problem. Przyjęło się uważać, że depresja to „kobiecy” problem. Dodajmy do tego stereotyp o mężczyznach-macho i okazuje się, że przez to mężczyźni jeszcze bardziej wstydzą się przyznać do zaburzeń depresyjnych, jeszcze bardziej wstydzą się mówić o swoich uczuciach. Bo takie nie-męskie… Przez co często panowie nie szukają pomocy, a zamiast tego topią problemy w alkoholu.
A prawda jest taka, że depresja dotyka tak samo często kobiet, jak i mężczyzn.
Zrozumienie
Wybaczcie, że ten dzisiejszy wpis jest taki chaotyczny. Ale jest bardzo szczery i spontaniczny. Dzisiaj piszę to, co mi ślina na język przyniesie. Chciałam się jeszcze z Wami podzielić wskazówkami, czego nie mówić osobie mającej „doła”. Czyli coś dla rodziny i bliskich. Tak w ogóle planowałam tylko o tym napisać. To był mój pierwszy pomysł, jak siadałam do pisania tego posta. Ale temat jest zbyt ważny i mam do niego też mocno osobisty stosunek, żeby machnąć trzy zdania i koniec.
Wiecie czego (według mnie) najbardziej brakuje osobom z depresją?
Zrozumienia.
A gdy ma się doła, to się człowiek zastanawia: Co się ze mną dzieje? Co jest ze mną nie tak? Dlaczego ja się tak czuję? Poczucie bezradności jest w tym momencie rozrywające.
Miałam takie momenty, że nie byłam w stanie wykonać choćby najmniejszego ruchu.
Bywały momenty, kiedy wypłakałam wszystkie łzy i płakałam dalej.
W niektóre dni mogłam godzinami siedzieć i gapić się w ścianę z totalną pustką w głowie.
Domyślam się, że dla otoczenia może to być co najmniej dziwne. Niezrozumiałe. Ale jak to nie jesteś w stanie ruszyć się z łóżka? Przecież to jakiś absurd!
A ten brak zrozumienia, to najgorsza rzecz, jaką można „dać” osobie z depresją.
Czego nie mówić osobie z depresją?
Dlatego mam dla Was listę „czego nie mówić osobie z depresją”:
- Nie martw się! Wszystko będzie dobrze!
- Czym ty się martwisz?
- Weź się w garść!
- Zobacz, jaki świat jest piękny!
- Życie jest piękne!
- Głowa do góry!
- Zobaczysz, wszystko się ułoży!
Te i temu podobne teksty bynajmniej nie pomagają. Dajecie w ten sposób sygnał, że kompletnie nie rozumiecie tej osoby, że bagatelizujecie jej problem. Że nie ma co na Was liczyć. W efekcie osoba z depresją jeszcze bardziej zamyka się w sobie, a co więcej utwierdza się w przekonaniu, że problem leży w niej – oczywiście depresja to bardzo skomplikowane zagadnienie, ale zawsze wpływ mają czynniki zewnętrzne. To nie jest problem tylko i wyłącznie wynikający z danej osoby.
No i jeszcze „wisienka na torcie”, czyli:
- Masz świetne życie – dom, rodzinę, pracę. Czym tu się martwić! Pomyśl o dzieciach w Afryce, które nawet nie mają co jeść. One to dopiero mają problemy!
Albo coś w tym stylu, w każdym razie odwołujące się do biednych, bezdomnych, sierot itp. Taka „motywacja” to najgorsze, co można zrobić. Nie dosyć, że znowu dajecie sygnał, że nie rozumiecie tej osoby, to jeszcze wpędzacie ją w poczucie winy! A wierzcie mi, osoba z depresją ma już duże poczucie winy i jeszcze większe poczucie nienawiści do siebie. Nie pogarszajcie tego!
Chcecie pomóc? Wysłuchajcie. Jeżeli ta osoba nie chce mówić – przytulcie. Nawet nic nie mówiąc samemu. Dajcie się wypłakać. Spytajcie, jak możecie pomóc. Czasami lepiej nie mówić nic, ale być po prostu wspierającą obecnością.
Się rozpisałam, jak to zwykle ja. Oczywiście nie jestem specjalistą od depresji, to tylko moje doświadczenia i moje przemyślenia. Ale też kawałek mojej historii. Wiem, jak może pomóc, przeczytanie historii kogoś, kto ma podobnie. W swojej pracy zawodowej stykam się z osobami, które też mają depresję. Staram się wtedy szczerze opowiedzieć o tym, że też się z tym mierzę. Opowiedzieć o tym, co teraz opisałam. Wiem, że to wielu osobom pomogło. Wiem, że udało mi się zachęcić innych do szukania pomocy np. u psychiatry. Dlatego dzielę się swoją historią, bo może więcej osób z tego skorzysta. Poczuje się lepiej po przeczytaniu. Znajdzie zrozumienie.
Jeżeli chcecie podzielić się swoją historią, swoimi przemyśleniami, coś dodać, to śmiało – sekcja z komentarzami jest Wasza! Ściskam mocno wszystkich, których takie problemy też dotknęły!
Źródła:
- Medonet: Narodowy Test Zdrowia Polaków 2020. Raport. Kraków, 2020.
- Główny Urząd Statystyczny: Rocznik demograficzny. Warszawa, 2020.
Zdjęcie na licencji CC0, pixabay.com
Skomentuj